„Z piątką dzieci to już nie rodzina, to prawdziwa instytucja”- poznaj historię Michała

Michał jest ojcem połowę swojego życia. Jego najstarsza córka urodziła się 20 lat temu, kiedy sam skończył 20 lat. Później na świecie pojawiła się jeszcze czwórka – trzech synów i kolejna córka. Obecnie tworzą szcześliwą rodzinę, składającą się oprócz rodziców z piątki dzieciaków, które Michał nazywa „wulkanami energii”. To wymaga od niego idealnego planowania i cierpliwości, ale daje mu też poczucie ogromnej satysfakcji.

 

 

Poznaj lepiej historię Michała, Marii, Franciszka, Konstantego, Władysława i Jadwigi:

 

Michał ma prawie 40 lat, ale śmieje się, że przy piątce dzieci nie będzie miał czasu, żeby przeżywać kryzys wieku średniego – co najwyżej między zbiórką harcerską a zebraniem w szkole. O Marii (20 lat), Franciszku (13), Konstantym (9), Władysławie (6) i Jadwidze (3) myśli, że są jak wulkany energii nieustannie na wysokich obrotach.

Tatą został młodo jako dwudziestoletni student, który nie planował rodziny ani ślubu, ale nagle dowiedział się, że zostanie ojcem. Z dzisiejszej perspektywy brzmi to jak skok na głęboką wodę: „Byłem na to kompletnie nieprzygotowany. Wybierałem się na studia. Z ówczesną partnerką, dzisiaj moją żoną, nie tworzyliśmy stabilnego związku. Każdy prowadził swoje życie. Dopiero wspólny czas spędzony z Marią uświadomił nam, że chcemy być razem i chcemy być rodzicami kolejnych dzieciaków”.

 

Dobrze naoliwiona instytucja

Dwadzieścia lat ojcostwa to niemal epoka – i w życiu Michała, i w życiu społeczeństwa. Gdy urodziła się Maria, nie było przewijaków, smartfonów, aplikacji do monitorowania snu. Michał nie pamięta, czy wtedy w ogóle istniały urlopy ojcowskie. On po prostu „wstawał w nocy, przewijał, uczestniczył w jej życiu”.

Kiedy na świecie pojawiały się kolejne dzieci, doświadczenie rosło, ale stres nie znikał: „Nie jest do końca tak, że jedno dziecko chowa się z drugim, bo wśród naszych jest różnica wieku, więc za każdym razem poznawaliśmy coś nowego. A stres? Zawsze ten sam – czy ja umiem przewinąć? Czy dobrze ubrałem?”.

To, co się zmieniło – i to znacząco – to rzeczywistość wokół. Dziś dzieci mają więcej możliwości, oczekiwań, aktywności. A rodzina Michała funkcjonuje jak dobrze naoliwiona instytucja: „Często mówię, że to już nie rodzina, tylko instytucja. Bardzo ważne jest planowanie. Dzień wcześniej już mamy wszystko przemyślane: kto wiezie kogo na trening, kto odbiera z przedszkola, kto szykuje rzeczy, kto gotuje. Trzeba to pogodzić z pracą na etacie i z życiem”.

Michał z humorem mówi, że w jego życiu nie ma podziału na czas dla siebie i czas dla dzieci, bo dzieci są zawsze obecne. Czasem są jak drużyna piłkarska, czasem jak zastęp harcerski: „Tata musi być w jednej chwili potworem, który krzyczy i się wygłupia, w innych sytuacjach trzeba zachować powagę i dbać o bezpieczeństwo” – przyznaje.

W tym wszystkim nie traci kontaktu z wewnętrznym dzieckiem – raczej nie ma takiej możliwości. Dzieci pozwalają mu być na bieżąco ze światem i z technologią: „Przy nich muszę sam być trochę dzieckiem. I to jest fajne, bo mimo że mam 39 i pół roku, czuję się młodo. I chcę się bawić”.

 

Wyjście mamy to nie dramat

W domu Michała nie ma także miejsca na stereotypy. Żona pracuje jako ratowniczka medyczna na zmiany, czasem po 12, a bywa, że i po 24 godziny. Dlatego kto jest aktualnie w domu, ten ogarnia. Gotowanie, pranie, odwożenie do przedszkola, pomoc w lekcjach, kąpiele, tulenie do snu – to nie są przypisane role. To po prostu życie rodzinne, które trzeba dzielić. „Nie lubię mitu, że tata nie potrafi zająć się dzieckiem, albo że jak mama wyjedzie, to jest dramat. To nie jest tak, że jak nie ma mamy, to trzeba dzwonić do babci, do teściowej. Dziecko nie gryzie. Trzeba je przytulić, przewinąć, pobawić się z nim. To jest wykonalne dla ojca”  podkreśla.

Często jego zdaniem mamy także maczają palce w podtrzymywaniu legendy o „nieporadnym ojcu”, więc ma mały apel: „Zostawcie partnera samego. Idźcie do koleżanki, wyjedźcie na chwilę. Poradzimy sobie. Ale jak mówicie, że nie damy rady – to my potrafimy z tego korzystać. Dajcie nam szansę”.

Michał zdecydowanie nie jest „tatą od święta”. To ojciec na pełen etat. Kiedy była już taka możliwość skorzystał z urlopów ojcowskich, ale nie po to, żeby nauczyć się zajmować dziećmi, bo to już potrafił. Wykorzystywał je, by pobyć z rodziną, pobyć razem. Wieczorem, kiedy dzieci śpią, może na nie popatrzeć i powiedzieć sobie: „Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Jutro nowy dzień”. Nie zawsze jest łatwo. Czasem jest zmęczenie, zniechęcenie, chaos. Ale jest też ogromna duma.

Michał mówi o ojcostwie z humorem, ale też z głębokim poczuciem odpowiedzialności i właśnie dlatego jest idealnym Ambasadorem kampanii Facet na 100 PRO.

Na pewno Ty też masz swoją historię o ojcostwie – podziel się nią w social mediach i zainspiruj innych! Pamiętaj aby wstawić #Facetna100Pro! Z autorami najciekawszych historii będziemy się kontaktować i przyznawać nagrody!