„Musiałem nauczyć się być obecny w życiu dzieci”- poznaj historię Marka

Marek ma czwórkę dzieci, trzy córki i syna w wieku od 4 do 9 lat, dwie firmy i jedną żonę, jak przyznaje z przymrużeniem oka. Jako ojciec przeszedł długą drogę, żeby stać się naprawdę obecny w ich codzienności, nie uciekać w pracę i odrzucić negatywne wzorce wyniesione ze swojego domu rodzinnego. Codziennie od nowa uczy się, jak włączać dzieci do swojego życia oraz reagować na ich potrzeby.

Marek Czuń

Poznaj lepiej historię Marka, Niny, Adeli, Idy i Ignacego:

Ma trzy córki i jednego syna. Każde z nich inne, każde z nich – jak mówi – „jest całym osobnym kosmosem”. Jego ojcostwo nie jest przypadkowym zbiorem codziennych czynności – to głęboko przemyślana filozofia życia, w której znajduje się kilka kluczowych słów: obecność, współpraca i spokój.

Od początku wiedział, że nie chce być typem ojca, który wydaje rozkazy i oczekuje bezwzględnego posłuszeństwa. „Wiedzieliśmy z żoną, że nie chcemy budować rodziny opartej na tym, że dzieci mają być grzeczne i robić, co im się każe. To nie miało być o posłuszeństwie – to miało być o relacji”.

Współpraca zamiast posłuszeństwa

W jego domu zamiast walki o dominację, jest przestrzeń na słuchanie i próby zrozumienia. Nawet jeśli oznacza to, że  Marek musi zostać domowym detektywem, by zrozumieć, czemu córka robi histerię gdy ma założyć zimowy kombinezon, który nosiła bez problemu tydzień wcześniej i to w sytuacji gdy wlasnie jesteśmy w drodze na stok, czego wszyscy (włącznie z nią) od dawna nie mogli sie doczekać.  „Tu nie chodzi o sam strój – tylko o to, co się dzieje pod spodem. Emocje, napięcia, sensoryka. Trójka moich dzieci jest w spektrum autyzmu, więc musimy się uczyć ich świata i w nim być.”

Zanim został ojcem, przez lata prowadził drużynę harcerską. To doświadczenie nauczyło go, jak ważna jest współpraca. To doświadczenie – jak sam przyznaje – przygotowało go jednak do ojcostwa tylko częściowo. „Myślałem, że jestem przygotowany. Mając dużo młodszego brata przewijałem go, kąpałem, nosiłem. Byłem też w szkole rodzenia… ale własne dzieci, ojcostwo, to  doświadczenie z zupełnie nowej kategorii”.

Na szczęście, zanim wszedł w tę życiową rolę, zdążył jeszcze nauczyć się jednej rzeczy, która okazuje się nieoceniona: improwizacji komediowej. „Pomogło mi to zdjąć z siebie presję nawet pod ciężarem oczekiwań. Nie grać żadnej roli tylko być sobą – uważnym i swobodnym. Z dzieciakami trzeba umieć wejść w świat zabawy, nie bać się być śmiesznym. Nie pełnić roli ojca. Po prostu być sobą – człowiekiem. I dzieci tez traktować jak ludzi. Nic lepiej do tego nie przygotowuje niż sytuacja, kiedy wychodzisz przed tłum ludzi nie mając żadnego scenariusza za którym można się schować, który ochroni przed wygłupieniem się.”.

Bycie sobą to dla Marka klucz do prawdziwej obecności. Nie udaje mędrca ani autorytetu – raczej partnera w codziennym życiu. Kogoś, kto raz jest tyranozaurem skaczącym po stole, innym razem – dorosłym, który mówi: „teraz muszę zagrać kartą autorytetu, bo musimy już wychodzić, żeby się nie spóźnić”. Zaskakująco to właśnie owocuje największym autorytetem u dzieci, które doskonale odróżniają kiedy jest czas by się droczyć czy negocjować, a kiedy trzeba właśnie być posłusznym. Im więcej tych pierwszych sytuacji, tym łatwiej o współpracę w tych drugich.

Nauka bycia obecnym

Nie zawsze jednak tak wyglądało ich życie. Kiedyś Marek uciekał w pracę, nie wciągał dzieci do swojego świata ani nie zaglądał często do ich życia. Podnosił głos, kiedy coś nie szło zgodnie z planem. „Czy chciałem powielać szkodliwe schematy z domu rodzinnego? Oczywiście że nie. Czy to robiłem? Oczywiście że tak. To było potwornie frustrujące i napełniało mnie poczuciem bezsilności i wstydu. Sprawiało, że zacząłem się wycofywać z relacji z córką i synem, uciekać w pracę i stawiać żonę pomiędzy mną a dziećmi. Nie miałem w sobie jednak zgody na zdjęcie z siebie odpowiedzialności bycia ojcem ani na obniżenie standardów tego jakim tatą chcę być” – przyznaje.

Wtedy stwierdził, że obecność jest najważniejszym, co może dać dzieciom i samemu sobie. Zauważył też, że relacja ojca z dziećmi buduje się w inny sposób niż w przypadku matki. „Nie mamy jak rozwijać tej relacji, kiedy dziecko jest jeszcze w brzuchu. Matka i dziecko są wówczas właściwie jednym. A my jesteśmy dosłownie na zewnątrz. Po porodzie ten stan jest punktem wyjścia. Z jednej strony to piękny symbol, jakby mama trzymała dziecko na rękach, a my ją z tym dzieckiem. Z drugiej strony nie może to jednak pozostać w ten sposób I potrzebujemy nie tylko czasu, żeby wejść do środka tego układu. Potrzeba naszej chęci i zaangażowania, ale też poprowadzenia przez matkę w świat dziecka, który na początku ona rozumie i czuje znacznie bardziej niż ojciec.”

Marek nie boi się mówić o błędach. Wie, że ojcostwo to proces – i że nie ma w nim miejsca na perfekcjonizm. „Błędy trzeba popełniać, wybaczać je sobie a potem nad nimi pracować. I mieć świadomość, że robimy to nie sami – ale w relacji. Z dzieckiem, z partnerką, z otoczeniem.”

W praktyce oznacza to także ustalanie domowych rytuałów. Jednym z nich jest pomysł na „dzień dziecka” – ale nie taki, który wypada raz do roku. „Każde dziecko ma kolejno swój dzień. Wtedy to jego zdanie o tym, co zrobimy czy zjemy jest najbardziej brane pod uwagę . To nie jest sztywne – zmienia się czasem kolejność  , ale każdy ma swój moment. I wiecie co? To zmniejszyło ilość kłótni pomiędzy rodzeństwem o rząd wielkości. Każde z nich otrzymuje szczególne uznanie swoich potrzeb od wszystkich w swoim dniu i przez to z dużo większym spokojem przychodzi im ustępowanie i zgoda na to, że tym razem będzie tak, jak chce ktoś inny. Zdradzę Wam coś jeszcze – ja też mam swój dzień! I wtedy nie ma marudzenia, że zrobiłem szakszukę zamiast jajecznicy. I to też jest okej”. Takie podejście daje dzieciom poczucie sprawczości, ale i uczy uważności na potrzeby innych – nawet na rodziców.

Lata pracy sprawiły, że choć nadal nie wszystko jest idealne, Marek czuje spokój. „Widzę, że moje dzieci stają się samodzielne, pewne siebie, wrażliwe na innych. I wierzę, że wniosą wartość do świata” – mówi. To czyni go właśnie idealnym Ambasadorem kampanii Facet na 100 PRO.

Na pewno Ty też masz swoją historię o ojcostwie – podziel się nią w social mediach i zainspiruj innych! Pamiętaj aby wstawić #Facetna100Pro! Z autorami najciekawszych historii będziemy się kontaktować i przyznawać nagrody!